19.8.13

8. Nareszcie ludzie.

"Prawo bez przemocy jest bezsilne"*

Strażnicy stoją w moich drzwiach.
Patrzę na nich z przerażeniem. Chodzi o to co zrobiłam? Co powiedziałam?
Ale czuje jednocześnie słaby promień satysfakcji. W końcu jacyś ludzie. Ktoś prawdziwy, nie dziwne śpiewy za ścianą, telewizja czy Cienie. Nareszcie.
Stoimy chwilę w milczeniu i mierzymy się spojrzeniami. Niska i umięśniona kobieta mruga w końcu i szturcha swojego barczystego towrzysza.
Jego gęsta broda zabawnie porusza się gdy odchrząkuje i mówi:
- Panno Snow, proszę z nami. - Przez chwilę tracę zdolność do wypowiedzenia choćby słowa. Dawno z nikim nie rozmawiałam. Po chwili jednak prycham i krzyżuję ręce na piersi.
- Gdzie mnie zabieracie? - Nie mam zamiaru iść, nie wiedząc nawet gdzie, z dwoma półgłówkami, a na dodatek, odczuwam potrzebę dyskusji, kłótni, nawet z nimi.
- Na spotkanie z twoją ekipą. - Odpowiada kobieta z nieprzyjemnym półuśmieszkiem. Zamieram na chwilę. Ekipa? Igrzyska? To już? Otrząsam się z odrętwienia.
- Nie.
- Nie? - Mężczyzna z zabawną brodą marszczy krzaczaste brwi.
- Nie. - Uśmiecham się wyzywająco. - Najpierw muszę się umyć i przebrać. Nie pokażę się nikomu w takim stanie. - Ku mojemu zdumieniu nie protestują. Kobieta jedynie krzywi się, a miny jej towarzysza nie potrafie wyłowić z gęstwiny włosów.
- Pośpiesz się. - Warczy rebeliantka i oboje wychodzą. Rebeliantka? Zastanawiam się skonsternowana. Po tym jak dystrykty zwyciężyły, rebelianci są Kapitolończykami? Jeśli tak, to Kapitolończycy kim?
- Nie ważne. - Mruczę do nikogo specjalnego. Rebeliantów zostawiam rebeliantami, Kapitolończyków kapitolończykami.
Teraz spotkanie. Przebierając niespiesznie w ubraniach zastanawiam się po co taki cyrk. Ekipa? Styliści? Skąd na to wszystko pieniądze? Chęci? Satysfakcja z obserwowania cierpień trybutów jest w pakiecie?
Wygląda na to, że nie chcą zrobić z tego takiej rzezi, jak to zasugerował Plutarch.
Z niewielkiego wyboru ubrań wyławiam w końcu błękitną sukienkę na krótki rękaw z granatowymi piórkami na rękawach i dole. Błyszczące, srebrne buty na wysokim obcasie i w tym kolorze rękawiczki do łokcia, bez palców. By zakryć blizny.
Następnie udaję się do łazienki, gdzie dokładnie i powoli myję całe ciało, suszę je i czeszę włosy w luźny i w miarę udany warkocz. Ubieram się niespiesznie i przeglądam w lustrze. Mimo braku kosmetyków wyglądam świetnie i kiwam sobie z uznaniem głową. W końcu, powoli, przybrawszy na twarz pogardliwy półuśmieszek wychodzę z pokoju.
Niemal wzdycham z ulgą na widok dwójki strażników. Nie chcę znów zostać sama. Kobieta na mój widok marszczy brwi i otwiera usta, zapewne, by rzucić jakąś idiotyczną uwagę ale przerywam jej zniecierpliwiona.
- Ruszcie się, nie mam zamiaru na was czekać. - I zaczynam iść korytarzem.
- W drugą stronę. - Brodacz łapie mój łokieć, obraca zręcznie i wraz z mięśniaczką idzie w drugą stronę ciągnąc mnie. Wyszarpuje się gniewnie, unoszę brodę i ruszam zebrawszy resztki godności.
~*~
Docieramy do salonu, gdy uświadamiam sobie, że cały czas byłam w budynku przeznaczonym dla trybutów.
Czuje się oszukana.
Już tak dawno zadecydowano o moim losie? Nie miałam nad nim żadnej władzy? Bezwiednie przejeżdżam dłonią w miejscach blizn aż w końcu zaciskam palce na wisiorku, który cały czas tkwił na mojej szyi.
Nie. To ja wygram. Ja zadecyduję o swoim życiu.
W salonie siedzą trzy osoby. Strażnicy oddalają się, ale jestem pewna, że cały czas mnie obserwują.
Jedna z postaci wstaje z fotela i zbliża się do mnie z szerokim uśmiechem.
To mężczyzna, właściwie jeszcze chłopak, bo ma najwyżej dwadzieścia, dwadzieściapare lat, chociarz granatowy garnitur nieco go postarza. W dość krótkich, ciemnobrązowych włosach ma srebrne pasemka i uśmiecham się lekko na myśl o moich butach i rękawiczkach. Z przystojnej, gładko ogolonej twarzy patrzy na mnie dwoje oczu. Jedno ciemne, brązowe i ciepłe a drugie zimne i lodowato niebieskie. Pod tym drugim ma tatułaż. Małą, srebrną łzę. Jest szczupły i ale dobrze zbudowany i wysoki więc gdy podaje mi dłoń muszę nieco zadrzeć głowę, by spojrzeć mu w oczy.
- Rosalie Snow, jak mniemam? Niezmiernie mi miło. - Unosi moją rękę i dotyka lekko ustami, jakby witał wielką damę. Przez chwilę zastanawiam się czy to drobne orzywitanie czy ze mnie drwi.
- Niewątpię. - Stwierdzam chłodno. - Z kim mam, khym... przyjemność?
- Jestem Plath.
Patrzę na niego oczekując ciągu dalszego. Imienia, nazwiska, bo nie jestem pewna czym jest to pierwsze. Chłopak jednak nie ma zamiaru kontynuować więc unoszę brew i przekrzywiam lekko głowę.
- I...? - Na jego twarzy pojawia się zadziorny, ale ciepły uśmieszek.
- Po prostu Plath.
__________________
*Blaise Pascal
Ledwo skończyłam ten rozdział, a to tylko kawałek tego, co chciałam Wam napisać. Czemu? A temu, że na Chorwacji (gdzie obecnie się znajduję) mózg po prostu się roztapia. Zamienia w papkę, która potrafi jedynie pić, spać, pić, jeść, pić, bełkotać, pić. Więc można się domyśleć, że rozdział nie należy do moich ulubionych. Mam nadzieję, że nikogo nie zawiodłam (patrzę na ciebie Lil) bo przecie poznaliśmy już część ekipy znaną jako: Po prostu Plath. Jedną z moich trzech ulubionych postaci w opowiadaniu. I (pochwalę się) jestem rozdział do przodu. Nie 9, tylko 13, 14 lub 15. Zależy od stopnia lenistwa.
Część z Was ostatnio naskoczyła na Rose i z wszystkim co powiedzieliście się zgadzam. To hipokrytka, samolubna smarkula, osoba o ogromnym ego i złośliwa. Ale nie jest zła. Nie w takim złym sensie przez wielkie "Z". Ani nawet "U". Jest okropna i dziwna jak na bohaterkę, ale taką chciałam. Nie wyidealizowaną, heroiczną, gotową do poświęceń. Ale taką. I cieszę się, że potraficie obecność takiej bohaterki zaakceptować. Nie marudzicie, że "jest niedobra więc nie czytam". Za to chcę podziękować :D Za dużo ostatnimi czasy dziękuję. I piszę nie-rozdziałów.

6 komentarzy:

  1. No, Rose to zdecydowanie hipokrytka i szczerze mówiąc mnie odrobinke wkurza, ale ogólnjioe da się wytrzymać.
    Rozdział fajny, zresztą jak zwykle więc już nie będę się tu dłużej rozpisywać. Jestem ciekawa Platha. Zgaduję, że to jej mentor :D

    OdpowiedzUsuń
  2. Ja tam lubię hipokrytcznych i samolubnych bohaterów, zazwyczaj...
    Plath intryguje :) mentor? A może stylista? Hmmm...
    Jak ty to robisz, że piszesz takie fajne rozdziały?? Też chcę tak umieć...
    Czekam na next ;)
    A.

    OdpowiedzUsuń
  3. Ja też lubię takich egoistycznych bohaterów. Dlatego Rose normalnie uwielbiam. :3
    Rozdział jak zwykle świetny, więc chyba jednak tak całkiem to się nie roztopiłaś. :)
    Jej, jakbym ja była tak zamknięta to chyba by zaczęła ściskać tych strażników tylko za to, że są ludźmi. ;)
    Plath? Wydaje się ciekawy...
    Weny!

    OdpowiedzUsuń
  4. Szybko przeczytałam te rozdziały i czekam na więcej... ;)
    ja tam Rose nie polubiłam, ale muszę przyznać, ze ma charakterek :D
    hmm, nie wiem co napisać, wiec tylko dodam, ze powinnaś jak najszybciej dodać dłuuugą 9.

    n10

    OdpowiedzUsuń
  5. A ja tam lubię Rose ;3
    I Po Prostu Plath'a też już zdążyłam polubić :D. Może dlatego, że mój dobry kolega ma jedno oko niebieskie, a drugie brązowe, ale nieważne :D
    Z niecierpliwością czekam na więcej!
    Weny i udanej końcówki wakacji ;3
    ~ K.

    OdpowiedzUsuń
  6. Jak mogłaś dodać nowy rozdział podczas mojej nieobecności?! Ja byłam w Hiszpanii i myślałam, że spłonę żywcem -,- taki upał i duchota jak nigdzie... ale kraj piękny ^_^
    A Ty umiesz w ogóle kogokolwiek zawieść? o.O trochę krótko, ale wybaczam, bo ja sama się ostatnio bardzo rozleniwiłam :p
    "Po prostu Plath" xD rozwaliłaś mnie tym zdaniem
    A Plath mi się podoba i mam nadzieję, że dowiem się o nim w kolejnym rozdziale trochę więcej
    Co do Rose, jest świetna i kocham jej charakter ♥ "Jest okropna i dziwna jak na bohaterkę" - i to właśnie jest najlepsze :D
    Pozdrawiam bardzo serdecznie i czekam na ciąg dalszy :D
    Weny!

    OdpowiedzUsuń

Nie toleruję spamowania pod postami. Macie SPAM, tam też zaglądam.

Obserwatorzy