30.9.13

12. Wywiad z aniołem.

"I remember years ago
Someone told me I should take
Caution when it comes to love
I did"*


Wpatruję się w swoje odbicie.
Długa suknia, tak delikatna, że czuję się niemal naga, spływa po moim ciele iskrząc przy najlżejszym ruchu. Jest krótsza z przodu, i ciągnąca się po ziemii z tyłu. Biała, od kolan zaczynająca się robić coraz bardziej niewyraźna sprawiając, że wyglądam jak ubrana w skrzącą mgłę. Moja skóra została pokryta dziwnym pudrem, który sprawił, że stałam się blada jak jakaś nieziemska zjawa. Suknia trzyma się na wąskich ramiączkach a moje nagie ramiona są ozdobione srebrnymi obręczami, osłaniającymi blizny na prawym ramieniu. Cieszę się, że stylistka ich nie skomentowała. Rozpuszczone włosy spływają mi po plecach a Tigris nałożyła mi na głowę srebrny wieniec.
Symbol zwycięzcy.
Wyglądam jak anioł ze snów, królowa śniegu, bogini, która zstąpiła na ziemię.
Przechadzam się dostojnym krokiem wypróbowując się w nowej roli, stukając cicho obcasami o drewnianą podłogę.
Obracam się w kierunku stylistki. Nie mam pojęcia co powiedzieć. Nie jestem w stanie wydusić z siebie chodźby słowa, przytłoczona falą ulgi i zdziwienia.
W oczach kobiety oprócz mściwego triumfu dostrzegam... Zazdrość
Po raz pierwszy zastanawiam się, czy sama celowo zdecydowała się na deformację w człowieko-kota.
Cała moja odrobina podziwu, jaka narodziła się w stosunku do stylistki w jednej chwili pryska, gdy kobieta podchodzi i wyciąga rękę by ściągnąć z mojej szyi mój srebrny łańcuszek. Ogarnia mnie paniczny strach i cofam się gwałtownie unosząc ręce w obronnym geście.
Tigris marszczy brwi i odzywa się po raz pierwszy od kąd pamiętam.
- Zdejmij to. - Mówi, a jej głos brzmi jak koci pomruk. Zaciskam palce na srebrnej tarczce.
- Nie ma mowy. - Syczę.
- Nie możesz go zabrać na wywiad. - Kobieta bierze się pod boki. - Nie zachowuj się jak uparte dziecko.
- Nie ma mowy! - Z moich ust wyrywa się krzyk. Świetnie. Teraz stylistka patrzy się na mnie jakbym oszalała.
I pewnie ma rację.
- Powinnaś założyć ten. - Unosi rękę z jakimś naszyjnikiem. - Nie wolno wnosić metalowych przedmiotów do sudia. - Jej głos brzmi strasznie, gdy do kociego mruczenia dochodzi przemawianie do małego dziecka.
- Nie! Nie założę go!!! I nie traktuj mnie, do cholery, jak jakieś pierdolone DZIECKO!!! - Wrzeszczę tracąc nad sobą kontrolę. Tigris cofa się patrząc na mnie jak na kompletną świruskę, gdy do pomieszczenia wpadają Grez i Plath. Za ich plecami dostrzegam strażnika. Genialnie.
- Co się...? - Zaczyna ten pierwszy ale stylistka przerywa machając mu przed twarzą łańcuszkiem.
- Naszyjnik. - Mruczy.
- Damy sobie radę Steve. - Plath odprawia strażnika. - Tigris, pogadaj z Grezem o... czymkolwiek. - Oboje, jak na komendę kiwają głowami i wychodzą.
- Rosalie? - Mentor podchodzi nieco bliżej. Osuwam się na podłogę po ścianie i chowam twarz w dłoniach.
Twarda? - Kpi głos Snowa w mojej głowie. Nie mam siły go słuchać. Coś we mnie pęka, uwalniając łzy.
- Ona... ona nie żyje. - Łkam, bardziej czując, niż widząc, że chłopak kuca obok mnie. - Wiesz, zabiła się. Takie tam, sznureczek, pętelka, krzesełko i... hop. - Śmieję się histerycznie. - W białej sukience. Rz... żeby było dramatyczniej... - Jak... jak by... byłam mała.  często wstawałam w...w nocy, żeby się napić mleka. - Szloch wstrząsa mną gwałtownie, nie mogę powstrzymać potoku słów. - Co... co za idiotka. Własna córka... ciało... Co... co za biedna idiotka... - Czuję jak ręka Platha obejmuje mnie i zaczyna lekko i pocieszająco głaskać po plecach. - A potem... On mi to dał. Wiesz, dziadek. Snow. To zagadka Rosie. Gówno pr... nie... nie prawda. Nawet za... zakazał go otwierać. - Kończę łkając niekontrolowanie. - Wiesz, ja... ja nie mam już si... siły. Jestem taka cholernie słaba. Taka słaba... - Nie wiem jak długo pozwalam się tak trzymać, susząc oczy z wszystkich gorzkich łez, ale gdy odpycham od siebie Platha patrzy na mnie jakoś inaczej.
Poważnie. Zmartwiony, niepewny... Zdziwiony.
- Ja go wezmę. - Szepcze i kontynuuje zanim zdążę znowu wybuchnąć. - Wezmę go i schowam. Nie zajrzę do środka. Oddam po wywiadzie. Przyrzekam. - Coś w ostatnich słowach upewnia mnie, że mówi prawdę. Jestem taka głupia i naiwna. Zdejmuję naszyjnik i wciskam mu go w ręce, odwracając wzrok.
- Dobrze ci w tej sukni. - Mówi beztrosko. - I, Rose, nie prawda, że nic ci nie pomoże z tego powodu. Kim jesteś. Dzięki temu możesz być dla nich wszystkich kim tylko zechcesz. I... ja ci pomogę. Zrobię co się da, rozumiesz?
Gdy wychodzi nie mogę powstrzymać zwycięskiego uśmiechu, cisnącego mi się na usta. Zwycięskiego, a zarazem smutnego i pełnego goryczy.
Czemu?
Sznureczek, pętelka, krzesełko i hop.
Wygrałam.

~*~

"Cesarz jest nagi."

- Trybutka numer osiemnaście, Rosalie Snow! - Bez wahania kieruję się na estradę w stronę czekającego na mnie Caesara Flickermana nadal mając w pamięci poprzednie wywiady. Cały czas starałam wyłapać się najniebezpieczniejszych potencjalnych przeciwników. W oczy rzucili mi się głównie Rekall Piers odpowiadający na pytania zadawane przez prezentera zdawkowo i z niezachwianą pewnością siebie jak i nieco szalona Verelica Derstew ale to nie oni najbardziej zapadli mi w pamięć. Moją uwagę przyciągnął Raylie Noren wyglądający jakby jednocześnie nie wiedział co się wokół niego dzieje i mający ochotę udusić wszystkich obecnych gołymi rękoma, Leo Neer ze swoimi przypominającymi czerwono-żółte płomienie roztrzepanymi włosami, zachowujący się jakby to wszystko było jedną wielką zabawą. Z dziewczyn głównie czternastoletnia Saberine Helket z trudem powstrzymująca łzy i moja "przyjaciółka" Shareds brzmiąca na naprawdę zdeterminowaną.
Największe wrażenie wywarło rodzeńtwo Bern. Oboje tak bardzo przymilni, wychwalający nowe władze i wyrażający zrozumienie dla Ostatnich Igrzysk. Kradną mi moją rolę. Więc gdy ubrany i przefarbowany na czarno Caesar z blizną ukrytą pod warstwą pudru ujmuje moją dłoń mam pustkę w głowie.
- Rosalie, jak czujesz się przed igrzyskami? - Przerwa zanim się odzywam trwa zbyt długo.
- A jak mam się czuć? - Odpowiadam w końcu przypominając sobie słowa Platha. " możesz być dla nich wszystkich kim tylko zechcesz." Ma racje. Już i tak mnie nienawidzą. Omiatam spojrzeniem widownię. Albo znienawidzą. Jeśli wygram oni mi w tym nie pomogą. - Jestem nieco rozczarowana.
- Rozczarowana? - Mężczyzna unosi w zdziwieniu brwi.
- Sądziłam, że nasze nowe, wspaniałe władze stać na coś więcej niż zwyczajny plagiat. - Uśmiecham się ujmująco. - Mój dziadek mógłby oskarżyć was o naruszenie praw autorskich dotyczących Igrzysk. - Akcentuję wyraźnie drugie słowo. Publika milczy.
- Przykro mi Rosalie, ale Coriolanus Snow nie był autorem Traktatu o Zdradzie. - Upomina łagodnie Flickerman jedynie na krótki moment zbijając mnie z tropu. Nagle w mojej głowie się rozjaśnia. Wiem co powiedzieć.
- Więc czemu on odpowiedział za to wszystko? - Po widowni przechodzi szmer. - Może inaczej. Czemu ja za to odpowiadam? MY? - Pytam szerokim gestem wskazując na fotele reszty trybutów. Zaczynam rozumieć, że to oni stanowią zagrożenie. To nie rebelianci będą wbijać mi nóż w gardło, tylko te dzieci. Co jeśli będą po mojej stronie? Nawet nie tyle. Wystarczy, że zapałają choć odrobiną sympatii a moje szanse wzrosną. - Czemu my mamy zginąć? Tak zginąć. Panie Flickerman nie udawajmy, że to będzie piknik w parku. Czemu mamy umrzeć za coś co nie zależało od nas? Większe dobro? Szczęśliwe zakończenie? - Patrzę prosto w jedną z kamer. - To życie, nie bajka, pani prezydent i myślę, że doskonale to pani wie. Wszyscy ludzie na wojnie zginęli po to żeby było jak dawniej. - Stwierdzam bardziej, niż pytam. Zastanawiam się czy Ona to ogląda. Pewno tak. Siedzi i myśli czy przypadkiem nie widziała czegoś takiego rok, w rok, przed wojną. - Spytajcie jej. - Mówię nadal cicho i spokojnie. - W oczach Kapitolończyków zostanę bohaterką.- Chichocze głosik w mojej głowie - Spytajcie waszej bohaterki o co walczyła. Spytajcie jej, czy to miał być "idealny świat". Jesteś z siebie dumna, Katniss Everdeen? - Żadnych więcej pytań. Nic. Caesar żegna się ze mną i gdy zajmuję z powrotem swoje miejsce doskonale zdaję sobie sprawę, że zdjęto mnie przed końcem czasu.


_______________

*Impossible - Arthur James

Morning blogspot! Wiecie: przekroczyliśmy 5 tysiaków wyświetleń! Nareszcie! I ta liczba rośnie w zastraszającym tempie, raz wchodzę: 5001, następny dzień o 40 więcej. Teraz już 5240! Ściskam Was kociaki z całego serducha! Ten rozdział mi się nie podoba. Nie lubię go. E-e! Nie jest jakiś koszmarny, ale po prostu zły. Moim zdaniem naturalnie. A ile razy próbowałam go naprawić x.x Noł meder.

12 komentarzy:

  1. Jeeeeeeeej... dzięki za rozdział z okazji urodzin :D
    Jak on może Ci się nie podobać?! Jest... jest przefantastyczny, genialny i cudowny! Aż nie wiem od czego zacząć Cię chwalić! Kreacja Rose, potem ten szloch, rozmowa z Plathem... i to jedno słowo "wygrałam".... a potem wywiad i... och, wywiad tak bardzo Ci się udał, że aż brak mi słów...
    Jesteś genialna. G E N I A L N A. To tyle ode mnie xD
    Pozdrowionka, jeszcze więcej weny i czytelników ^ ^

    OdpowiedzUsuń
  2. Dlaczego ten rozdział Ci się nie podoba?? Według mnie jest super!
    W sumie... Tak jakby się nad tym zastanowić to... Rose ma racje...
    Rozdział mnie... poruszył? Chyba tak to możma nazwać... W każdym razie bardzo mi się podobał
    Czekam na next i życzę weny :3

    OdpowiedzUsuń
  3. Taaa. Rosalie znowu pokazuje swoją sukowatosc. I gdzie ta jej teoria ze to trybuci sa winni? Powinna sie nad tym poważnie zastanowić. A rozdział bardzo dobry, pisałas juz co prawda lepsze ale ten tez jest świetny.

    OdpowiedzUsuń
  4. Genialny rozdział. Obejmuje definitywne prowadzenie na liście moich ulubionych rozdziałów. A Rosalie ma rację. Ale przecież o to chodzi w igrzyskach. O spłacanie nie swoich długów.

    Tylko ten szablon... Różowy? Nie pasuje mi ten kolor do tematyki. I proszę zrób coś, żeby czcionka była choć trochę ciemniejsza, bo tą bardzo niewygodnie się czyta.

    OdpowiedzUsuń
  5. Ja też nie wiem co Ci się w nim nie podoba.
    Jest genialny! Nie spodziewałam się, że Tigris umie kogokolwiek ubrać. ;)
    W sumie Rose ma racje-to nie do końca ich wina...
    Nie wiem co mam jeszcze napisać, bo jestem pod wrażeniem rozdziału. ^^
    Weny!

    OdpowiedzUsuń
  6. Rozdział super, świetny wywiad i sukienka ;) Rosalie... w sumie nie potrafiłabym być taka jak ona, otwarcie mówić o takich rzeczach... Jestem baaaardzo ciekawa dalszego ciągu!

    OdpowiedzUsuń
  7. Rosalie z pewnością wywarła na ludziach ogromne wrażenie, nie tylko pod względem wyglądu. ;D Powinna być z siebie dumna, ponieważ była tak dobra, że musieli ją zdjąć przed czasem, żeby inni też mieli jakąś szansę. :D Rozdział bardzo mi się podobał i czekam na kolejny. :)
    Pozdrawiam serdecznie, Pająk- Reia ;)

    OdpowiedzUsuń
  8. Rozdział jak zwykle świetny, a ja jak zwykle się powtarzam.
    Podziwiam Rose za jej osobowość i to, że nie boi się mówić, co myśli. Potem może mieć przez to problemy, ale ona i tak ma to w nosie.
    Nie mam dzisiaj weny na komentarz, więc wybacz :)
    ~ K.

    OdpowiedzUsuń
  9. Więcej błagam!!! Kocham twój blog<3

    OdpowiedzUsuń
  10. Ja uwielbiam twojego bloga. Razem z koleżanką codziennie go sprawdzamy;) Daj next!

    OdpowiedzUsuń
  11. Hej! Kocham twoje historie o Rose. Mam pytanie. Masz zamiar je wciąż pisać? Kiedyś czytałam super bloga miłości Haymitcha i Effie (wiem jestem dziwna, ale oni powinni byc razem). Wtedy ich autorka przestała pisać. Myślałam, że się powieszę;) Jak jest z tobą?

    OdpowiedzUsuń
    Odpowiedzi
    1. Absolutnie nie zamierzam się z tond ruszać, zostawiać bloga ani nic z tych rzeczy i rozdział pojawi się, już wkrótce, mam nadzieję. Najpóźniej 15, obiecuję! :)
      Ahhh! Jak ja się cieszę, że Ci się podoba :3

      Usuń

Nie toleruję spamowania pod postami. Macie SPAM, tam też zaglądam.

Obserwatorzy