20.7.13

6. Nowy Kapitol

Wpatruję się jak zachipnotyzowana w ekran.
Widzę zniszczone ulice oczyszczone z trupów, przerażonych ludzi i dumnych, radosnych. Wszyscy oglądają przemowę nowego prezydenta na olbrzymich telebimach. Prezydent Paylor. Nie znam jej. Wygląda na twardą. Osobę, gotową walczyć. Jest zaskakująco młoda, choć widać,.że wojna jej nie oszczędzała. Twardym,.pewnym głosem mówi, że zbudujemy razem nową przyszłość. Lepszą.
Wolną od wojen, wspólną, długą i szczęśliwą.
Od piątego roku życia nie wierzę w bajki.
Po chwili Paylor ustępuje miejsca na podium znajomej postaci. Rozpoznaję zdrację. Plutarch Heavensbee, tak tchórzliwy, że w obawie przed Snowem uciekł do Rebeliantów. Do twarzy ma przyklejony miły uśmiech, rozkłada szeroko ręce witając publiczność.
- Nastał czas szczęścia, panie i panowie. - Zaczyna, a mi od razu robi się niedobrze. - Prezydent Paylor poprowadzi nas wszystkich. Zbudujemy lepsze jutro! - Rebelianci podnoszą radosny tumult, a ja jestem pewna, że te "jutro" nie obejmuje Kapitolończyków. Plutarch poważnieje a widownia cichnie. - Udało nam się szczęśliwie zakończyć pewne przedsięwzięcie. Ci młodzi ludzie, wysyłani, by walczyć na śmierć i życie, te bratobójcze walki, ta... - Profesjonalnie udaje wachanie, tak, jakby nie wiedział czy użyć tych słów. - ...Krwawa rzeź niewiniątek. - Wciągam gwałtownie powietrze. Rzeź niewiniątek? Specjalnie dobrał słowa tak, żeby mordercą był Kapitol, a ludzie na arenie nieświadomymi mariotnetkami. Tak, jakby to nie trybuci podżynali sobie wzajemnie gardła, ale Kapitolończycy uśmiercali ich bez litości.
- Kłamca, kłamca, kłamca. - Syczę, wbijając palce w przedramie. Niestety jego słowa wywierają odpowiednie wrażenie. Kapitolończycy obecni na ulicach i placach kulą się pod wściekłymi spojrzeniami, mimo, że na ich rękach nie ma krwi. Plutarch kontynuuje, niezrażony, a nawet dostrzegam na jego twarzy cień uśmiechu.
- To już przeszłość. Nasi synowie i córki są bezpieczni! Nasze dzieci nie muszą się już niczego obawiać! Jednakże nie możemy tego tak zostawić. - Zawiesza dramatycznie głos, a ja czuję, że powietrze przestaje dopływać mi do płuc. - Przez lata odbierano nam to, co najcenniejsze. Teraz, by nastał nowy wiek musimy wszyscy wiedzieć jaką płacono cenę. - Stwierdza Plutarch pewnym siebie głosem, zabarwionym smutkiem. Moje ręce wędrują do gardła i zaciskam palce na srebrnym nszyjniku. Już nawet nie zwracam uwagi, na "nam" zgrabnie wkupujące go w łaski Nowych Kapitolończyków, jakby kiedykolwiek był jednym z nich.
- Nie, nie, nie... - Mamroczę. Były organizator igrzysk ignoruje jednak moje wołanie.
- Zoragnizujemy ostatnie igrzyska, w których wezmą udział młodzi obywatele Starego Kapitolu. Ostatnie, na pamiątkę tych wszysykich strat, łączące nas i prowadzące w nową przyszłość.
Mówi, jak nawiedzony fanatyk.
A ja?
Czuję strach.
Niemal namacalny, obecny wokół mnie i we mnie.
Chociaż wiedziałam.
Rozmawialiśmy o tym.
Czemu więc umieram ze strachu?
Wiedza nie chroni, moja droga. Często nawet jest przekleństwem.
~*~
Słyszę echo rozmów. Brzmią, jak głosy w nieskończenie długim korytarzu, odległe, głuche.
- O... ostatatnie igrzyska?
- Sprytne, prawda? Pozbycie się niewygodnych osób, mogących zagrozić władzy i zaspokoić głód krwi.
Niepewne, ulotne
- Głód krwi?
- Jesteśmy zwierzętami. Najgorszymi bestiami jakie chodziły po tej planecie.
Nawet niechciane, szepczące w podświadomości.
- Ale czemu ja?! Co takiego zrobiłam, że mówisz, że... że ja będę jedną z nich?!  Nic! Nic nie zrobiłam...
- Oh, moja droga, chyba obiecaliśmy sobie, że nie będziemy okłamywać się nawzajem...
Miał rację. Taka była umowa.
Otwieram oczy i wbijam zimny wzrok w sufit.
Nie jestem tchórzem.
Nie jestem słaba.
Dam radę.
Ktoś musi wygrać te igrzyska.
____________
To chore, że bezsenność tak dobrze wpływa na moją wenę. Rozdział napisany o piątej, bez kawy, bez snu, w łóżeczku, na telefonie. Błędów a błędów, ale wrzucam, bo akurat wifi znalazłam.
Z okazji tego, że doszliśmy do pewnego przełomowego momentu chciałabym koszmarnie Wam wszystkim podziękować. Czytającym, a w szczególności komentującym. Wybaczcie, brak komentarzy na Waszych blogach, ale jestem na wyjeździe i z pisaniem czegoś sensownego mam problemy. Częsty brak czasu i internetu.
Jak wrócę to nadrobię zaległości.
Pozdrawiam ciepluteńko!

4 komentarze:

  1. jest super! Już nie mogę się doczekać areny :D Wreszcie domkończyłam Kosogłosa! A czytałam go od marca, chociaż właściwie to czytałam, a potem odstawiłam na półkę, sama nie wiem czemu :D Rosalie szczerze mówiąc ma trochę racji. Trybuci się sami zabijali, ale HALO (!!!) kto im kazał? Kapitol! więc chyba troszeczkę próbuje usprawiedliwić swoją rodzinkę :D
    Tak mi się przynajmniej wydaje :D
    pozdrawiam i weny życzę, ale w dzień!

    OdpowiedzUsuń
  2. Nie no, nie wierzę w to co widzę! Kolejny rozdział! A dopiero co skomentowałam poprzedni...
    Czemu Ty tak umiesz dobrze pisać? Powiedz mi, czemu?!
    W końcu powoli przechodzimy do igrzysk! ^^
    "Od piątego roku życia nie wierzę w bajki." - to zdanie mnie rozwaliło xD
    Udanego wyjazdu! c:
    I mnóstwa weny oczywiście

    OdpowiedzUsuń
  3. Kieeeeeeedy nowu rozdział. Pisz szybko bo tęsknię ;D

    OdpowiedzUsuń
  4. Tylko pragnę zwrócić uwagę, że w pewnym momencie wkradł się błąd. Mianowicie: "- Nastał czas szczęścia, panie i panowie. - Zaczyna, a mi od razu robi się niedobrze. - Prezydent Nazwisko poprowadzi nas wszystkich. Zbudujemy lepsze jutro!". Prezydent Nazwisko? :D Ktoś zapomniał wstawić prawdziwe nazwisko. Niemniej, rozdział super~
    ~Raylighane

    OdpowiedzUsuń

Nie toleruję spamowania pod postami. Macie SPAM, tam też zaglądam.

Obserwatorzy